Orzechówka. Dla jednych ten rodzaj nalewki o medycznych wręcz właściwościach jest częścią ich szafki z różnorodnymi lekami, dla innych to część zapasów piwniczki z masą nalewek z innych owoców i ziół stojących pomiędzy słojami z kompotami, słoiczkami konfitur i (tak jak to było u mojej babci) wekami z peklowanym mięsem. Znam oczywiście orzechówkę od “zawsze” ale przyznam, że długie lata mieszkania w Nowym Jorku, tempo mojego życia, praca i trochę brak czasu oddalił pewne stare nawyki i smaki nie tyle w zapomnienie, co na tor boczny. W międzyczasie fascynowały mnie nowe smaki, nowo poznane kuchnie świata, niezwykłe przyprawy, warzywa i owoce. Gdy moje życie w Nowym Jorku ustabilizowało się zaczęłam wraz z moją przyjaciółka ze stanu Connecticut odwiedzać latem farmy i tam zbierać świeże owoce i warzywa. Pewnego razu pojechałyśmy samochodem niedaleko na północ od Nowego Jorku, do jednego z małych sadów wiśniowych. Wiśnie nie są zbyt popularne wśród przeciętnych amerykanów dla których są zbyt kwaśne, ale znane i doceniane przez amerykańskich cukierników, kucharzy, foodies i coraz większą rzeszę wielbicieli gotowania i eksperymentowania w kuchni.Używa się ich najczęściej do placków “cherry pie” oraz dekoracji drinków. Piszę o tych wiśniach, bo okolice w jakie wyruszyłyśmy były zmieszkane przez potomków emigrantów ukraińskich i stąd to ich zamiłowanie do wiśni. My oczywiście nazrywałyśmy po ogromnym wiadrze wiśni i wiśnie te zamieniły się w najbliższych tygodniach w pyszną nalewkę wiśniową. Potem były jeszcze nalewki miętowe i inne próby.
Wracając do orzechówki, to przepis ten jest przepisem mojej kochanej cioci Irenki ze Szczecina (siostry mojej mamy), która robi nalewkę z niedojrzałych, zielonych orzechów włoskich odkąd sięgam pamięcią. Zwykle wycyganiam od niej buteleczkę nalewki, ale rok temu postanowiłam, że nadszedł ten czas, kiedy i ja (oprócz mojej kuzynki a cioci córki) przejmę rodzinną tradycję. W końcu dobre tradycje należy pielęgnować.
Oczywiście orzechówka nie jest wyłącznie wynalazkiem polskim, w podobny sposób robią ją Włosi, zalewając zielone orzechy grappą. Pamiętajmy, że tego typu nalewki to rodzaj “digestivo” i nie są one zaprojektowane do picia w dużych ilościach na imprezach. Pije się je w bardzo małych ilościach, czasami są “pomocne” przy problemach trawiennych. Nie jest to jednak lek, więc proszę, jeśli macie poważne problemy, skonsultujcie to najpierw z lekarzem.
Zielone orzechy włoskie 15-16
Cukier 300 – 400 g (ja użyłam 400 g)
Spirytus (lub wódka) ½ litra (użyłam spirytusu)
Zielone orzechy włoskie zwykle zbieramy pod koniec czerwca, do połowy lipca. To oczywiście zależy od pogody.W zeszłym roku po wczesnej bardzo ciepłej wiośnie mieliśmy kilka dni przymrozków, co spowodowało opadnięcie wielu zawiązanych już orzechów i owoców innych drzew. Z trudem zdobyłam małą ilość zielonych orzechów na nalewkę. W tym roku wiosna właściwie przerodziła się w lato i dojrzewanie wszystkich owoców i warzyw znacznie się przyspieszyło. Tak więc ja zielone włoskie orzechy na moją orzechówkę zebrałam tydzień temu. O tym, czy orzechy nadają się na zalewanie decyduje to, że nie są one za mało lub zbyt dojrzałe. Sprawdzić to można łatwo, po pierwsze oceniając je po wielkości. Powinny być wielkości dojrzałego orzecha, a ich skórka gładka i mocno zielona. Mały nóż powinien wchodzić w orzech bez większego oporu.
Zanim przystąpicie do nastawienia orzechówki, przygotujcie słój szklany z zakrętką. Powinien być wystarczająco duży na wasz projekt. Pomyślcie,że ma się w nim zmieścić kilkanaście pokrojonych na kawałki owoców, cukier, a na koniec dolany alkohol. Jeżeli słój jest trochę za duży, to nie szkodzi. Przygotujcie również deskę do krojenia, ostry nóż, cukier i rękawiczki. Sok zielonych orzechów włoskich bardzo mocno plami i plamy te są intensywne i trudno jest usunąć je od razu, więc żeby wasze ręce były czyste, zabezpieczcie się w gumowe rękawiczki ochronne.
Wypłuczcie orzechy a następnie każdy po kolei krójcie na cząstki. Ja kroiłam je na pół a potem na plasterki. Niektórzy kroją je na cztery a potem znowu na cztery części i tak uzyskują osiem cząstek z każdego orzecha. To w jaki sposób je pokroicie nie nie ma większego znaczenia.
Napełniajcie słój pokrojonymi orzechami przesypując je cukrem tak, aż skończą się wam i orzechy i cukier. Teraz odstawcie słój na około 14 dni w ciemne miejsce. Ja użyłam do swojej nalewki 400 g cukru w proporcjach do ½ litra spirytusu, bo do tak mocnej nalewki przywykłam. Oczywiście potroiłam cały przepis, bo przez resztę roku pijemy ją i my i odwiedzający nas przyjaciele.
Słój z przesypanymi cukrem orzechami po tygodniu. Jeszcze tydzień i zalewamy alkoholem!
W czasie dwóch tygodni, gdy moje przesypane cukrem orzechy puszczają soki i „dojrzewają” przemieszajcie zawartość słoja kilkakrotnie, tak aby cukier gromadzący się na dnie rozpuścił się.
Po dwóch tygodniach zalewamy spirytusem mocno już ściemniałe orzechy, które w tym momencie puściły dużo soku i wraz z tym sokiem wyglądają jak zanurzone w smole. Teraz następuje okres czekania.
Zaznaczamy kiedy upłynie 6 tygodni i odstawiamy zakręcony słój w ciemne miejsce. Po upływie sześciu tygodni przelewamy gotową już orzechówkę do czystych butelek. Dobrze jest przelać zawartość słoja przez sitko do innego naczynia, po czym powtórnie przelać płyn przez gazę i wówczas rozlać go do butelek. Ja przygotowuję sobie przez cały rok butelki po droższych alkoholach ( przeważnie whisky czy brandy) takich, które mają solidne zmknięcie wraz z korkiem, bo właśnie takie jest najbardziej szczelne.
Dodatkowe zdjęcia z kolejnych tygodniu dodam wkrótce!