Te małe ciasteczka wyglądem przypominające wypełnione torebeczki lub paczuszki, są popularne wśród społeczności żydowskiej (choć nie tylko) i pieczone w czasie Święta Purim. We Włoszech mają nazwę orrechi d’Aman. W Cookie Road piekliśmy je bardzo często, bo były bardzo popularne (jako że takie małe) i jedząc jedno do kawy nawet ci którzy unikali słodyczy nie mieli zbytniego poczucia winy. Są świetne do zabrania w drogę samochodem bo nie kruszą się, na wyprawę po górach czy jako prezent gdy wybieramy się z wizytą. Ostatnio upiekłam je dla profesora Stanisława Fijałkowskiego i bardzo mu smakowały. Jedliśmy je do herbatki. No i oczywiście są pyszne!
Oto składniki ciasta:
250 g. Masła (chłodnego)
½ filiżanki cukru
1 jajko
1 łyżeczka vanilla
1 szczypta soli
450 g. mąki uniwersalnej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1-2 łyżki soku pomarańczowego ( może być też zimna woda)
Starta skórka z pomarańczy (opcjonalnie)
Wszystkie składniki z wyjątkiem jajka wrzucamy do miksera i pulsujemy kilka razy aż masło będzie w maleńkich cząstkach (wielkości ziarenek pieprzu). Dodajemy jajko, sok (wodę) i pulsujemy kilka razy do momentu, aż ciasto zacznie się scalać. Wysypujemy zawartość miksera na blat stołu i zbieramy ciasto w całość, ugniatając je kilka razy. Dzielimy je na dwie części, spłaszczamy i zawijamy w folię spożywczą.
Wkładamy je do lodówki na na około godziny lub gdy chcemy je użyć, co może być za dzień lub kilka dni.
Ja zazwyczaj robię ciastka z połowy przepisu, a druga część zamrażam na inny dzień, a czasami przypominam sobie o nim po miesiącu. Ciasto można trzymać w lodówce do 4-5 dni, w zamrażalniku co najmniej miesiąc. To samo dotyczy nadzienia.
Nadzienie do ciasteczek to zupełna łatwizna, bo wszystkie składniki wędrują do miksera jednocześnie. Ja używam tego samego miksera, w którym uprzednio robiłam ciasto.
Składniki nadzienia:
1 filiżanka orzechów włoskich
½ filiżanki cukru
½ pomarańczy ze skórką (pokrojona w kawałki)
4 suszone figi
½ filiżanki dżemu morelowego ( może być pomarańczowy lub inny)
1 łyżka nasion sezamu
1 łyżeczka vanilla
Wszystkie składniki siekamy w mikserze, wkładamy do pojemniczka wędrującego do lodówki,
gdzie czeka aż je użyjemy.
Wyjmujemy ciasto z lodówki około pół godziny przed planowanym wałkowaniem, aby się ociepliło i było bardziej elastyczne. Wyjmujemy wałek do ciasta, okrągłą foremkę do wycinania ciasteczek o średnicy około 6-7 cm i mąkę do opruszenia nawierzchni na której pracujemy. Wszyscy wiemy że chodzi o to, żeby ciasto nie kleiło się do nawierzchni lub wałka. Obsypujemy blat stołu (lub jakąkolwiek czystą nawierzchnię na której będziemy wałkować ciasto w kuchni) przygotowaną w małej miseczce mąką. Wałkujemy ciasto, obracając je co chwilę o 90 stopni. To gwarantuje nam równy nacisk naszych rąk na wałek i równe wałkowanie. Chcemy osiągnąć grubość ciasta około 5 mm. Po pierwszym pieczeniu ciasteczek będziecie wiedzieli czy wasze następne ciasto powinno być grubsze, czy cieńsze. Wycinamy ciasteczka z całej rozwałkowanej powierzchni ciasta, resztki zbieramy, wałkujemy ponownie i wycinamy, aż do całkowitego jego zużycia. Z tej połowy przepisu powinniśmy uzyskać 15-20 krążków.
Dobrze jest mieć nadzienie schłodzone. Nie kładzmy na wycięte krążki ciasta zbyt dużo nadzienia, łyżeczka wystarczy. W ten sposób nadzienie nie będzie nam ono z ciasteczek “wypływać” podczas pieczenia. Miejmy pod ręką naczynko z wodą lub rozbełtane z wodą jajko. Posłuży nam to do posmarowania brzegów krążków ciasta. Będą się łatwiej lepić. Ciasteczka układamy na blachę pokrytą papierem do pieczenia lub specjalnym gumowym silikonem do pieczenia. Ja takie maty silikonowe używam od lat ( te same) i mam je zawsze pod ręką.
Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180-200 C aż się zarumienią, około 20-25 minut. Ten czas oczywiście zależy od piekarnika. Ciasteczka możemy trzymać w zamkniętym pudełeczku co najmniej do tygodnia lub po prostu na talerzyku przez kilka dni. Są delikatne, maślane ale nie za kruche. Możecie spróbować zrobić je z nadzieniem takim jak do makowca, gęstymi powidłami śliwkowymi lub … niech was wyobraznia poniesie.